Barbara Kuszell
Niestety nie dowiedziałem się o pogrzebie na czas. Prawdę mówiąc, o śmierci pani Barbary Jełowickiej z d. Kuszell dowiedziałem się zupełnie przypadkiem, dopiero kilka miesięcy temu. Tym bardziej jest mi przykro, że nie mogłem towarzyszyć Jej w ostatniej drodze. Niech to, co tutaj przeczytacie będzie formą podziękowania. Za to, że była…
Z panią Barbarą, podobnie jak z innymi siostrami Kuszell spotkałem się dwa razy. Tak naprawdę drugie spotkanie było w okrojonym „składzie”. Spotkaliśmy się w mieszkaniu pani Katarzyny i Heleny, towarzyszyła nam jeszcze właśnie pani Barbara. Jednak najpierw wróćmy do naszego pierwszego wspólnego spotkania. Wszystkie siostry i nas dwóch (Marcin i ja). Wyprawiliśmy się do Warszawy wówczas nie tylko pełni nadziei ale i obaw. Obaw, o to czy nie tyle ta wizyta przyniesie nam jakieś korzyści ile o to, czy zrobimy właściwe wrażenie. Czy staniemy się godni (choć to brzmi mocno) tego, aby powierzyć nam historię swojego życia, może nie całą ale chociaż jej fragmenty związane z Przytocznem? To wówczas ogólnie brzmiało bardzo abstrakcyjnie – my, taka wielka i bądź co bądź tragiczna historia. W istocie to było wyzwanie aby nie dać się ponieść i nie zadawać pytań z prędkością strzelającego karabinu maszynowego. I tak było, pytań niewiele, po prostu rozmawialiśmy.
Pani Barbara, mieszkała w Warszawie, na Żoliborzu, a spotkania jak już wspomniałem miały miejsce w mieszkaniu pani Heleny i Katarzyny. Wtedy, podczas rozmowy dowiedzieliśmy się o jej powstańczych losach, jak to się stało, że w Powstaniu Warszawskim wzięła udział, jak to się stało, że jej udało się to powstanie przeżyć. Człowiek wychowany w czasach pokoju i z zasadzie nie znający czym jest wojna, czym jest zabijanie, czym jest cierpienie po stracie rodziny, całej rodziny, nie jest sobie nawet w stanie tego wyobrazić. Ja zawsze jestem pełen podziwu dla takich ludzi, którzy przedkładali dobro ojczyzny ponad wszystko. To nie jest łatwe, to jest niewyobrażalnie trudne aby walczyć, narażając i siebie i często swoich bliskich. I niech historycy dalej spierają się o to czy powstanie było potrzebne i co by było gdyby…Nam, żyjącym w pokoju pozostaje tylko to doceniać, że mamy okazję widzieć, słuchać i znać tych bezpośrednich uczestników tamtych strasznych czasów. I nade wszystko robić tak aby takie wydarzenia jak czas wojny i zniszczenia więcej w naszej ojczyźnie nie miał miejsca. Niedługo żyjących świadków tych wydarzeń już nie będzie, upływający czas zabierze ich i pamięć o tym co było zacznie zacierać się. Póki Ci ludzie, świadkowie historii żyją wygląda to wszystko inaczej, potem zostaną tylko wspomnienia, te mówione, pisane czy utrwalone w postaci filmów. Nic więcej.
Ja mogę tylko dzisiaj wyrazić to co czuję i myślę – pani Barbarze Jełowickiej z d. Kuszell mogę tylko podziękować, za to, że w chwili próby nie wahała się, że chciała podzielić się swoim życiem, że chciała podzielić się swoją historią, historią swojej rodziny i w końcu podziękować za to, że miałem taką możliwość, że mogliśmy spotkać się i porozmawiać.
- Pseudonim – „Basia”
- Data urodzenia – 1926-01-16
- Data śmierci -24-10-2016
- Stopień – sanitariuszka
- Stopień – strzelec
- Miejsce urodzenia – Przytoczno, województwo lubelskie
- Imiona rodziców – Kazimierz – Maria z domu Konic
- Pseudonimy – „Basia”, „74”
- Udział w konspiracji 1939-1944 – Narodowa Organizacja Wojskowa
- Oddział – Armia Krajowa – Grupa „Północ” – zgrupowanie „Róg” – batalion „Gustaw” – sanitariat – szpital polowy ul. Kilińskiego 3; po przejściu do Śródmieścia szpitale polowe: ul. Hoża 8 i ul. Piusa 24
- Szlak bojowy – Stare Miasto – kanały – Śródmieście Północ – Śródmieście Południe
- Losy po Powstaniu – Wyszła z Warszawy z ludnością cywilną.
W następnym artykule poznacie powstańcze i nie tylko losy pani Barbary.
Dodaj komentarz